Na regaty miałem się wybrać wcześniej, aczkolwiek na Mazurach zapowiadał się lepszy wiatr niż nad Zatoką toteż nie było sensu jechać na Hel po ty by siedzieć i się lenić. Po kilkudniowej przerwie od wody i wiatru oraz dłłuuggiicchh wycieczkach rowerowych wreszcie udało mi się w sobotni poranek zejść na deskę. Sprawdziłem stare ustawienia i byłem gotów do walki o Mistrzostwo. Po południu zebrałem wszystkie zabawki do Formuly i Slalomu, wpakowałem je pięknie do oraz na samochód i niczym rumuński sprzedawca ruszyłem z Giżycka w stronę Płw. Helskiego. Na kemping dojechałem ok. godz. 22:30, byłem chorobliwie zmęczony a do tego pękała mi głowa. Można się domyślić, że nie pocieszyły mnie słowa Pana przy bramie: "Dziś już Pan nie wjedzie, nie mamy już miejsc a poza tym zamknęliśmy (jakieś tam) blokady". Na szczęście po dłuższej rozmowie i zapewnieniach udało mi się wjechać na "10 minut" i zakwaterować.