Po powrocie na brzeg, gotowi na nowe przygody, udaliśmy się do samochodu aby się przebrać. Nie trudno było znaleźć nasz ,,red fun bus", gdyż otaczał go tłum zbuntowanych Włochów. Bohaterką dnia okazała się pani Ania, która na chwilę przejęła rolę kierowcy i trenera oraz kierownika ruchu (czyt. zawalidroga). Nasz samochód stojący na środku ulicy był powodem gigantycznego korka (a kierowcy nie ma). Nasi nowi przyjaciele ze stoickim spokojem poprosili nas o odnalezienie trenera. Paulina i Wiktoria ruszyły na poszukiwanie, które zostało zakończone sukcesem. Kierowca przybył, i owszem, miał ze sobą klucze, ale od Landcruisera stojącego aktualnie na bazie w Giżycku ... i te słodkie "relax" pani Ani ... Dziś na kolację naleśniki a'la pani Kasia, mandarynki prosto z drzewka i suszone daktyle :D Jutro pierwszy dzień wyścigów ...
TRZYMAJCIE KCIUKI
Madzia :*
PS.
Dla wtajemniczonych - "ciach ciach" okazało się międzynarodowym słowem.